Dzisiaj będzie o sztuce odpuszczania i o nowych wyzwaniach – a więc niech tak będzie, czyli jak pozbierać się po utracie pracy. Jeśli spodziewałeś się tego albo zasłużyłeś na rozwód z pracą – będzie zdecydowanie łatwiej. Gorzej, jak zwolnienie spadło na Ciebie jak grom z nieba, a krzywda siedzi w tobie i nie chce wyleźć. Co wtedy robić?
Łatwo powiedzieć “niech tak będzie”… Ale jak zobaczyć pozytywne strony takiej sytuacji, kiedy teraz jesteś w czarnej dziurze i zalewa cię fala emocji, z przewagą złości, smutku i strachu? Tylko nieliczni czują ulgę po zwolnieniu, zdecydowana większość traci na jakiś czas grunt pod nogami, bo przychodzi wcale niechciane nowe i nieznane. Pojawia się lęk o zawodową przyszłość oraz obawy przed reakcjami rodziny i znajomych. No i bardzo często przyziemny strach o finanse – bo jak ogarnąć budżet domowy i wszystkie rachunki, jeśli nowa praca nie pojawi się zbyt szybko, a poduszki finansowej brak lub jest zbyt chuda?
Opowiem Wam, jak ja radziłam sobie ze stratą pracy. Nie było łatwo i nie było szybko. Ale po przetrawieniu straty w końcu odżyłam i zyskałam wolną przestrzeń, aby wreszcie zacząć pracę w dopiero co wyuczonym zawodzie psychologa. I wcale nie porzuciłam przy tym starego zawodu.
Wykonywane od wielu lat, ulubione przeze mnie zajęcie speca od PR, marketingu i komunikacji straciłam ponad 3 lata temu. Przyczyna była prozaiczna – gdyż nastały nowe polityczne realia, a nowa władza robiła miejsca dla swojej drużyny. I tak ja – w ogóle niezaangażowana politycznie i pewna swoich kompetencji – stałam się „ofiarą” partyjnych czystek. Co prawda byłam już świeżo upieczonym psychologiem, ale wtedy nawet nie myślałam, aby zacząć rozglądać się za pracą w tym zawodzie. Nowe umiejętności pomagały jeszcze lepiej funkcjonować w dotychczasowym zawodzie, ale żeby tak na cały etat jako psycholog? Nie, może kiedyś, ale jeszcze nie czas… Tak myślałam. Kiedy minęło parę tygodni na niespodziewanym „wolnym” (trochę czasu zajęło mi oswajanie się z nową sytuacją), rzuciłam się w wir staży, praktyk, kursów i szkoleń. Miałam czas, oszczędności i motywację – byłam gotowa na nowe życie zawodowe.
Ale przechodząc do sedna, jak radzić sobie ze zmianą? Oto lista moich, bardzo subiektywnych 10 zasad – metod – myśli, które pomogły mi uporać się z nową sytuacją. Mam nadzieję, że niektóre pomogą również Tobie:
- Jeśli tylko możesz sobie na to pozwolić, po prostu odpocznij. Tydzień, miesiąc, pół roku, a nawet rok – w naszych polskich realiach to już prawdziwy luksus. Moja przerwa nie była tylko odpoczynkiem, na początku była prawdziwą żałobą po stracie ludzi, fajnego miejsca, wspólnego dorobku, to co się tam działo było fajne i przynosiło satysfakcję. Mój odpoczynek trwał rok, ale żal po stracie – trochę dłużej. Definitywnie zakończył się po 2 latach.
- Jeśli już odpoczniesz – zacznij działać, robienie czegokolwiek jest lepsze od bezczynności. Moje pierwsze wynagrodzenie po długich wakacjach – a tego właśnie potrzebowałam najbardziej, aby się zastanowić, co dalej – to był prawdziwy żart. Ale zarabianie nie było wtedy moim celem, najważniejsze, że koło zaczęło się toczyć, a ja zdobywałam swoje pierwsze doświadczenia w zawodzie nr 2 i to jeszcze w szkole podstawowej, co było dla mnie absolutną nowością i zaskoczeniem. Pokazywanie dzieciom, jak uczyć się bez stresu i przy tak zwanej okazji, poprzez doświadczenie i zabawę – było dobrym doświadczeniem. Moje nauczanie trwało pół roku, okoliczne dzieci mówią mi „dzień dobry”, więc chyba fajnie się bawiliśmy. A ja dziś kłaniam się w pół każdemu nauczycielowi, bo wiem, jak wygląda ich praca.
- Uruchom siatkę kontaktów. Schowaj dumę do kieszeni. Strata pracy dla doświadczonego menedżera (w szczególności płci męskiej) to często życiowa tragedia. Dziś obserwuję w pracy terapeutycznej, że kobiety z reguły lepiej sobie radzą psychicznie ze stratą pracy, choć trudniej im zdobyć nową, równie atrakcyjną co poprzednia. Odpocznij, przeżyj swoją stratę, a nawet żałobę i zacznij działać. Przypomnij sobie, kogo znasz w branży, jeśli nadal chcesz w niej pracować. Sztuka networkingu jest dziś wyjątkowo cenna. Jeszcze 5 lat temu panowała tzw. teoria sześciu stopni oddalenia, według której od każdej osoby na świecie dzieli nas zaledwie sześć kontaktów. Dziś mówi się już, że zaledwie 3 osoby wystarczą, aby dotrzeć do dowolnej osoby na świecie. Przejrzyj listę znajomych w realu, na FB, na LinkedIn. Pomyśl, kto może ci pomóc dotrzeć do cennych kontaktów.
- Zaktualizuj swoje profile zawodowe w portalach społecznościowych. Odśwież CV, dorzuć aktualne zdjęcie, byle nie z dowodu czy paszportu. Stwórz CV w atrakcyjnym szablonie, zapomnij o klasycznym formacie word. Stwórz wizytówkę w sieci, zrób swoją stronę internetową lub nagraj krótki filmik. Wybierz formę najlepiej pasującą do Ciebie i wysyłaj w świat.
- Przypomnij sobie, ile rzeczy potrafisz robić. Może czas odkurzyć starą wiedzę i wrócić do poprzedniego zawodu albo zdobyć całkowicie nowy? Albo zamienić swoje hobby w pracę, na co wcześniej brakowało odwagi? Wiadomo nie od dziś, że człowieka do rozwoju częściej mobilizuje niewygoda niż ciepła posadka. Jesteś pod ścianą i robisz coś nowego, bo nie masz wyjścia. Niektórzy rzeczywiście są najefektywniejsi, kiedy dostają kopa w tyłek.
- Ucz się cały czas nowych rzeczy, zapisz się na jakiś kurs, nie musi być wcale stacjonarny. Dziś internet to prawdziwa kopalnia wiedzy, pełna kursów on-line, niekoniecznie za grube tysiące złotych. Słuchając podcastów możesz podszkolić się z marketingu, finansów, grafiki, strzyżenia psów, układania płytek i z każdej dowolnej interesującej Cię dziedziny wiedzy. Nie trzeba dziś płacić za drogie studia podyplomowe na znanych uczelniach. Dzięki przerwie w pracy wyspecjalizowałam się w terapii traum i zostałam psychotraumatologiem.
- Dbaj o ciało. Tak na poważnie… Jeśli przestaniesz o nim myśleć, prędzej czy później zbuntuje się i zwolni. Moje ciało też się zbuntowało. I zaczęło się bieganie po lekarzach. Pomyśl o jakimś sporcie. Moim ulubionym do tej pory było leżenie w wannie i to nie skończyło się dobrze. Co z tego, że poprawiałam statystyki czytelnictwa w Polsce, skoro potem biegałam z numerkami po doktorach różnej maści. Piłuj ciało, a coś się zacznie zmieniać. Dziś w rozmowach z klientami często odwołuję się do pracy z ciałem (TRE – Trauma Releasing Exercises, Gestalt, Somatic Experiencing) i cały czas się dziwię, jakie wspaniałe narzędzie zmiany mamy dosłownie pod nosem, ale nie umiemy z niego korzystać. Nie będę bajerować, że jestem dziś mistrzynią fitnessu, robię, ile mogę, z przyjemnością bez przymusu 🙂
- Przestań przejmować się tym, co mówią inni. Lądowanie z wysokiego stołka na twardy bruk jest bolesne. Boli tyłek i cierpi ego. Kto by pomyślał na przykład, że były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego otworzy cukiernię na Ursynowie? Zacznij robić to, na co wcześniej nie było czasu. Jeśli coś chodzi Ci po głowie, ale brakuje odwagi, może warto zrobić badanie rynku wśród rodziny, znajomych? Rozważyć wszystkie za i przeciw, stworzyć biznesplan i ruszyć.
- Jeśli dostajesz wysypki słysząc gładkie zdania w stylu “prawdziwe życie zaczyna się poza strefą komfortu”, zamknij oczy na chwilę i przypomnij sobie jedną jedyną sytuację w życiu, kiedy tak właśnie było, coś ruszyło niespodziewanie po oderwaniu tyłka z wygodnego fotela. Nie słuchaj „dobrych rad” i ego swego, rób jak czujesz.
- Odpuść… Niech tak będzie… Często nie zdajemy sobie sprawy ze swoich możliwości i talentów, albo zapominamy o nim. Tkwimy w więzieniu własnych, najczęściej już nieaktualnych, ograniczających przekonań, np. na temat jedynej słusznej, wyuczonej ścieżki zawodowej. Rozejrzyj się, a jak trzeba – szukaj pomocy. Jasne, że akceptacja nowej sytuacji nie jest taka prosta, bo przecież rachunki nie zapłacą się same. Ale gdzieś tam przecież jest rozwiązanie. Może nawet więcej niż jedno. Odpocznij tylko.
Jeśli czujesz, że brak pracy wyklucza Cię z towarzystwa, zadaj sobie pytanie: Co to było za towarzystwo, które uważa mnie za atrakcyjnego jedynie wtedy, kiedy mam fajną pracę? A jeśli jej nie ma, to co wtedy? Spadasz do kategorii kontaktów numer dwa, a nawet trzy. Pożegnaj się bez bólu z takimi NIE-znajomymi, zaraz pojawią się nowi, lepsi.
A na koniec moje ulubione pytanie: co byś zrobił, gdybyś się nie bał? (…)
A na drugi koniec – coś dla miłośników kina – trzy filmowe inspiracje (wszystkie amerykańskie) o życiu, pracy, utracie pracy, mądrych i głupich szefach:
- W chmurach (2009) – o prawdziwej “maszynie” do zwalniania niepotrzebnych pracowników, w którego wciela się George Clooney. W końcu i on – mieszkaniec wszystkich lotnisk świata – zaczyna myśleć o zmianie stylu życia. Dlaczego doszedł do ściany?
- W doborowym towarzystwie (2004) – o tym, jak to jest być w roli wszechmogącego zwalniającego i jak to jest być w roli bezradnego zwalnianego. Filmowy główny bohater Dan, wieloletni szanowany szef biura reklamy poczytnego sportowego pisma, grany przez Dennisa Quaida, co prawda nie zostaje zwolniony, ale zdegradowany na niższe stanowisko, a jego przełożonym zostaje młodszy, ambitny yuppie, szastający kasą na prawo i lewo. Raz jest się pod wozem, raz na wozie… A prawdziwą sztuką jest wyciąganie lekcji „spod woza”.
- Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (2017) – o sile mądrego feedbacku, o zwolnionej z pracy miernocie, która po otrzymaniu wyjątkowego, osobistego, głębokiego listu od eks szefa zamienia się w… Obejrzyjcie sami. Amerykańska prowincja bez uszminkowanego Hollywood.